Nowe pomysły banków na nękanie frankowiczów

W ostatnim miesiącu zgłosiło się do nas kilkadziesiąt osób, które otrzymały od banków żądania dotyczące rozliczenia kredytów „frankowych”. Wobec powszechnego unieważniania tych kredytów i nakazywania przez sądy, aby banki zwracały kredytobiorcom spełnione przez nich świadczenia, banki wznoszą się na wyżyny kreatywności starając się – no właśnie o co?

Co te banki wymyślają?

Z naszych obserwacji wynika, że niektóre banki chcą się „dogadać”. Wydaje się, że takie zachowanie należałoby pochwalić. Tymczasem warunki ugodowego załatwienia sprawy są co prawda korzystniejsze niż zachowanie statusu quo, ale kilkukrotnie mniej korzystne od sytuacji, w której „Frankowicz” upomni się o swoje. Znane są nam jednak przypadki prowadzenia mediacji z udziałem KNF, w trakcie których warunki proponowane przez bank są akceptowane przez kredytobiorców jako „mniejsze zło”.

Niektóre z banków złożyły do sądu wnioski o zawezwanie do próby ugodowej, aby doprowadzić do zawarcia ugody. Niestety na warunkach banku, co zazwyczaj jest nie do zaakceptowania.

Najbardziej ofensywnie (pytanie czy rozważnie) zachowuje się mBank S.A., który wnosi powództwa przeciwko osobom, które wcześniej pozwały mBank do sądu występując z roszczeniami o unieważnienie umowy kredytowej/zasądzenie zwrotu świadczeń wpłaconych na rzecz banku na podstawie nieważnej umowy.

Szczególnie interesująca jest sytuacja, w której mBank pozywa osoby z którymi pozostaje nadal w sporze. Otóż mBank pozywa te osoby o zwrot kapitału wypłaconego na podstawie umowy oraz za „wynagrodzenie za korzystania z kapitału” na wypadek, gdyby w innej toczącej się sprawie umowa została unieważniona. Bank tworzy niejako nowy typ powództwa wytoczonego „z ostrożności procesowej” na wypadek przegrania toczącej się już sprawy. Proces logiczny będący częścią argumentacji mBanku trudny jest do zrozumienia, gdyż mBank twierdzi, że umowa jest ważna, ale domaga się zapłaty, na wypadek gdyby była nieważna.

Co te banki wymyślają?

Z naszych obserwacji wynika, że niektóre banki chcą się „dogadać”. Wydaje się, że takie zachowanie należałoby pochwalić. Tymczasem warunki ugodowego załatwienia sprawy są co prawda korzystniejsze niż zachowanie statusu quo, ale kilkukrotnie mniej korzystne od sytuacji, w której „Frankowicz” upomni się o swoje. Znane są nam jednak przypadki prowadzenia mediacji z udziałem KNF, w trakcie których warunki proponowane przez bank są akceptowane przez kredytobiorców jako „mniejsze zło”.

Niektóre z banków złożyły do sądu wnioski o zawezwanie do próby ugodowej, aby doprowadzić do zawarcia ugody. Niestety na warunkach banku, co zazwyczaj jest nie do zaakceptowania.

Najbardziej ofensywnie (pytanie czy rozważnie) zachowuje się mBank S.A., który wnosi powództwa przeciwko osobom, które wcześniej pozwały mBank do sądu występując z roszczeniami o unieważnienie umowy kredytowej/zasądzenie zwrotu świadczeń wpłaconych na rzecz banku na podstawie nieważnej umowy.

Szczególnie interesująca jest sytuacja, w której mBank pozywa osoby z którymi pozostaje nadal w sporze. Otóż mBank pozywa te osoby o zwrot kapitału wypłaconego na podstawie umowy oraz za „wynagrodzenie za korzystania z kapitału” na wypadek, gdyby w innej toczącej się sprawie umowa została unieważniona. Bank tworzy niejako nowy typ powództwa wytoczonego „z ostrożności procesowej” na wypadek przegrania toczącej się już sprawy. Proces logiczny będący częścią argumentacji mBanku trudny jest do zrozumienia, gdyż mBank twierdzi, że umowa jest ważna, ale domaga się zapłaty, na wypadek gdyby była nieważna.

Czy bank ma rację?

W kwestii zwrotu kapitału – zazwyczaj nikt co do zasady nie kwestionuje, że kiedyś (po unieważnieniu umowy) będzie musiał rozliczyć się z mBankiem, tj. zwrócić kapitał a mBank zwróci wszystko co przez lata wpłacił. Niektórzy jednak – całkiem zasadnie – podnoszą zarzut przedawnienia.

Wiele osób podnosi zaś zarzut potrącenia wierzytelności, tj. kwot wpłaconych mBankowi z kapitałem otrzymanym od banku. Jest to zastanawiające, dlaczego mBank nie korzysta z instytucji potrącenia tylko pozywa narażając się na konieczność poniesienia opłaty sądowej od pozwu (5%) oraz utratę kosztów zastępstwa procesowego (no cóż, bank na to stać).

Innym zagadnieniem jest żądanie wynagrodzenia za korzystnie z kapitału – naszym zdaniem tutaj banki idą „po bandzie”. Twierdzą bowiem, że należy im się wynagrodzenie za to, że kredytobiorca-konsument na podstawie nieważnej (choć sporządzanej przez sztab wybitnych prawników banku) umowie otrzymał pieniądze i z nich przez lata korzystał. Ciekawe ale… frankowicz w takim razie powinien od banku domagać się wynagrodzenia za bezprawne korzystanie z kwot które uiścił im przez kilkanaście lat? Często na podstawie nieważnych umów frankowicz dostał np. 400 tysięcy złotych a wpłacił już 800 tysięcy złotych. Bank twierdzi – 150 tysięcy to nasze wynagrodzenie za korzystanie z 400 tysięcy złotych. Twierdząc, że jest to zasadne – czy frankowicz może powiedzieć – zapłaćcie mi 300 tysięcy złotych za to, że korzystaliście z pieniędzy które Wam wpłacałem?

Kwestie tą przeanalizowaliśmy na gruncie prawa unijnego, polskiego, wszelkich podstaw prawnych i za każdym razem wniosek jest jeden – roszczenie to nie istnieje. W naszym odczuciu jest to próba wywarcia presji na frankowiczów – czyli osoby które przez lata na skutek nieuczciwej umowy nierzadko ledwo wiązały koniec z końcem.

Inne pytanie – dlaczego mBank pozywa teraz swoich klientów, skoro nadal toczą się sprawy o unieważnienie umów kredytowych (jeszcze niezakończone)? Przecież nieważność – jako zjawisko obiektywne – nie jest uzależniona od rozstrzygnięcia Sądu. W polskim procesie cywilnym nie przewidziano instytucji tego typu pozwów (które nawet ciężko zdefiniować biorąc pod uwagę, że bank sam kwestionuje swoje żądanie wytaczając powództwo „na wypadek”, „gdyby w przyszłości” potwierdzono prawomocnie nieważność umowy). Analiza pozwów składanych przez banki prowadzi zaś do wniosku, że banki w istocie kwestionują nieważność umowy, jej bezskuteczność, jak i abuzywność klauzul. Same zaprzeczają więc istnieniu zasadniczych przesłanek do żądania zwrotu nienależnego świadczenia czy też wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, uzyskanych korzyści.

Ciężko logicznie wyjaśnić, dlaczego banki z jednej strony twierdzą, że umowa jest ważna i kwestionują żądanie Frankowiczów w dotychczas prowadzonych procesach, a z drugiej strony występują z powództwem wskazując jako podstawę swoich roszczeń art. 405 k.c. w zw. z art. 410 k.c. na wypadek „gdyby Sąd przyjął, że umowa kredytu jest bezskuteczna bądź nieważna w całości”.

Nie może dochodzić do sytuacji, gdy w dwóch sporach pomiędzy stronami opartych na tej samej podstawie faktycznej, jedna ze stron prezentuje skrajnie odmienne stanowisko w każdej z tych spraw. Wytoczenie powództwa przez banki należy ocenić jako zachowanie w złej wierze, naruszające tym samym podstawową regułę obowiązującą w postępowaniu przed Sądem cywilnym, tj. zasadę prawdy obiektywnej, która wymaga od stron dokonywania czynności procesowych zgodnie z dobrymi obyczajami. W orzecznictwie wskazuje się np., że działanie niezgodne z dobrymi obyczajami może polegać na tym, że czynności, które są przewidziane przez ustawę i formalnie dopuszczalne, w okolicznościach sprawy są wykorzystywane niezgodnie z funkcją przepisu, w sposób nieodpowiadający rzeczywistemu celowi przyznanego uprawnienia i naruszający prawo drugiej strony do uzyskania efektywnej ochrony prawnej.

Wydaje się, że omawiane powództwa w tych okolicznościach stanowią ponadto nadużycie prawa procesowego, o czym mowa w art. 41 k.p.c., a które nie powinno zasługiwać na ochronę Sądu.

Konkluzja – a może tak zachować się po ludzku?

Banki drogie, dajcie już spokój, dogadajcie się z ludźmi, na których przez lata zarabialiście krocie. Przecież środki, które Wam wpłacano obróciliście, zarobiliście na tym. Znane są Wam wyroki sądów, trybunałów, więc po co dalej w to brnąć? Większość osób chciałaby zwrócić Wam to co uzyskali (kapitał) i podać sobie ręce na rozstanie. Ale czy dalej tak będzie jeśli otrzymają pozwy o zwrot tej sumy, zapłatę jakiegoś wyimaginowanego wynagrodzenia za korzystanie z kapitału i żądanie obciążenia ich kosztami procesu wynoszącymi kilkadziesiąt tysięcy złotych?

Wystarczy siąść do stołu i porozmawiać…

Steidler, Luty, Adamski - Adwokaci i Radcowie Prawni - Kancelaria Kraków informuje, że świadcząc usługi korzysta z technologii przechowującej i uzyskującej dostęp do informacji w urządzeniu końcowym użytkownika, w szczególności z wykorzystaniem plików cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie.
zamknij